Zamów dostęp za 99 zł do końca roku!

Czy można przedawkować książki?

Czy można przedawkować książki?
Zdjęcie: Roman Samborskyi, Shutterstock

Bez lukru o Narodowym Programie Rozwoju Czytelnictwa, podręcznikach i w ogóle o pracy w bibliotece.

Na początku millenium, gdy studiowałam bibliotekoznawstwo, jednym z wykładowców był ówczesny dyrektor pewnej dużej biblioteki publicznej. Opowiadał, że gdy zgłasza się do niego kandydat deklarujący, że chce zostać bibliotekarzem, bo lubi czytać książki, jest od razu skreślony, ponieważ nie o to w tej pracy chodzi. Nikt wtedy nie wspominał, że można przestać lubić czytanie z powodu pracy w bibliotece…

Mnożą się szkolenia, jak wzbudzić u dzieci, młodzieży i dorosłych (niepotrzebne skreślić) miłość do czytania i do książek. Nie widziałam szkolenia, jak wzbudzić taką miłość w bibliotekarzu. Nie, nie cierpię na wypalenie zawodowe. W każdym razie nie aktualnie. Pracuję ochoczo, jestem w dobrym nastroju, chandra i depresja nie majaczą na horyzoncie. Ja po prostu cierpię na książkowstręt.

Nie odkryję tutaj Ameryki. Nie olśnię czytelników nieznanymi faktami. Zbiorę jedynie garść powodów, które mogą doprowadzić do książkowstrętu. A nuż ktoś odnajdzie siebie w tych doświadczeniach.

Podręczniki

Podręczniki to temat rzeka. Bracia bibliotekarze i siostry bibliotekarki ze szkół podstawowych wiedzą, jak to wygląda. Jak już od czerwca, przez sierpień, po wrzesień człek siedzi za stosami ‒ a nierzadko i pod stosami ‒ książek starych i nowych. Jak urabia sobie ręce po łokcie, by zdążyć z opracowaniem nabytków i szybkim ich wydaniem. Jak zaciska zęby, gdy ciągną do niego pielgrzymki z pokoju nauczycielskiego, by ‒ po zadaniu kanonicznego pytania: „Bardzo jesteś zajęta?…” ‒ zagwarantować sobie, że podręczniki dla tej klasy i tego przedmiotu zostaną uczniom rozdane od razu 1 września, tuż po uroczystym rozpoczęciu roku szkolnego. „Bo mamy tyyyle materiału do zrobienia, nie możemy zwlekać”.

Bracia bibliotekarze i siostry bibliotekarki wiedzą, że na wagę złota są nauczyciele, którzy z dobrego serca oferują swoją pomoc przy rozpakowywaniu, liczeniu, segregowaniu i stemplowaniu nowych podręczników. Taka dobrowolna pomoc jest bezinteresowna, a nie nastawiona na zysk („Ja tu pomogę, ty mi szybko dasz podręczniki do mojego przedmiotu”). Chwała bezinteresownym!

Zmęczony człowiek wraca do domu, ręce ma rozciągnięte do kolan, ledwo trzyma sztućce, żeby się posilić. W ciągu dnia żywił się byle czym spożywanym naprędce, między jednym użytkownikiem a drugim, między jednym podręcznikiem a drugim.

Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa

NPRC to cudowny pomysł i fantastyczne przedsięwzięcie. Efekty cieszą przez długie lata. Ale żeby dożyć tych efektów, trzeba się nacierpieć.

Przede wszystkim terminy. W zależności od województwa wyniki naboru są ogłaszane na stronie kuratorium lub na stronie urzędu wojewódzkiego. Przeważnie trzeba samemu ich szukać. Jeżeli ktoś spóźni się z samodzielnym znalezieniem, że oto jego szkoła wygrała projekt, dowiaduje się tego ze źródeł zewnętrznych, np. od instytucji, z którymi współpracuje: a to od księgarni, a to od prywatnego hurtownika… Dzwoni telefon, napływają e-maile, instytucje dbają o szybkie nawiązanie współpracy. Co z tego, skoro niczego nie można oficjalnie zrobić, dopóki umowy nie zostaną podpisane, a pieniądze nie wpłyną na konto. Można się jednak wstępnie i poza protokołem umówić, że gdy zrobimy zakupy tu i tu, to pieczątkę NPRC otrzymamy gratis, instytucja zorganizuje nam spotkanie z pisarzem, a za wydatek w kwocie takiej i takiej będzie przysługiwał bonus, czyli zniżka na opłacenie tego spotkania.

Później trzeba udać się do księgowości (najlepiej, gdy jest w szkole, a nie w siedzibie organu prowadzącego) i dokładnie wyliczyć, ile pieniędzy chcemy wydać na konkretne przedsięwzięcia. Proszę nie mylić tego z zapisem w projekcie: tam zaznaczam na przykład, że na zakupy książkowe do biblioteki wydam 9 tys. zł, na zakup wyposażenia – 3 tys. zł, a na promocję czytelnictwa (nagrody w konkursach i spotkanie z pisarzem) – 3 tys. zł. Księgowość jednak ma osobne paragrafy. I tak z naszego planu robi się taki zapis: na zakup książek przeznaczymy łącznie 11 500 zł, na zakup sprzętu – 3 tys. zł, na spotkanie z pisarzem – 500 zł. To wszystko ustala się w marcu.

Kiedy wpływają środki? Znowu w zależności od województwa (a może od organu prowadzącego?) jedni dostają pieniądze już w kwietniu, a inni w połowie czerwca. Tak, w połowie czerwca ‒ tak dostała nasza szkoła. Dopiero wtedy mogłam oficjalnie ogłosić radosną wieść, zacząć tworzyć listę pożądanych tytułów, jak najszybciej kupić zaplanowane elementy wyposażenia itp.

W wakacje nie pracujemy. Zabraniają nam tego zdrowy rozsądek, liczne przepisy oraz dbałość o BHP. Zakupy możemy kontynuować we wrześniu. Chwileczkę, ale we wrześniu siedzimy za stosami i pod stosami podręczników… W takim razie w październiku. Nie, nic z tego. Księgowość już na początku września wymaga, żeby jak najszybciej wydawać przyznane pieniądze, bo co z tego, że my mamy czas do grudnia: księgowość jest na bieżąco rozliczana z realizacji planu, a my tu robimy fochy i opóźniamy (nie dotyczy to mojej księgowej; ona wie, że to nie fochy, lecz specyfika pracy w szkole podstawowej).

Zmęczony człowiek wraca więc do domu, ręce ma rozciągnięte do kolan, ledwo trzyma sztućce, żeby się posilić, a po szybkim posiłku zasiada do komputera i sprawdza listę ksiąg zalecanych, nowości i zapowiedzi, czyta recenzje, żeby nie kupić bubla, i składa zamówienia. Przy tej pracy zastaje go noc (która we wrześniu zaczyna się jeszcze dość późno). Następnego dnia powtórka z podręczników, pielgrzymek z pokoju nauczycielskiego, posiłków spożywanych w biegu, domowej i darmowej pracy po godzinach. Bo trzeba wydać te pieniądze już.

I wtedy okazuje się, że instytucje, z którymi umawialiśmy się w marcu, chętnie by nas obsłużyły, ale ‒ ojej, jak im przykro ‒ ich pracownicy wolą kontakt telefoniczny. Co z tego, że mamy gotowy plik z zamówieniem, wręcz z linkami do konkretnych tytułów ‒ pracownik woli porozmawiać osobiście. Jak i kiedy? Każdą chwilę w bibliotece zajmują podręczniki, a po naszym powrocie do domu jest już tak późno, że zamówienia telefoniczne moglibyśmy składać wyłącznie w księgarniach w innej strefie czasowej, bo tylko one jeszcze pracują.

Z tego powodu zmieniamy planowanych dostawców i kupujemy gdzie się da – tzn. tam, gdzie się da złożyć zamówienie e-mailem o dowolnej porze doby. O, nieroztropni! Nie przewidujemy konsekwencji tego kroku.

Konsekwencje objawiają się, gdy już ustalimy spotkanie z pisarzem i chcemy za nie zapłacić. Wiemy, że nie przysługuje nam zniżka z danej instytucji, bo nie robiliśmy zakupów tam, lecz gdzie indziej (czyli gdzie się dało). Lekko zatem przesuwamy kwotę w obrębie naszego paragrafu „Promowanie czytelnictwa”: miało być 2500 zł na książki i 500 zł na pisarza, a jednak będzie 2 tys. zł na książki i tysiąc złotych na pisarza. Hola, hola, nie tak prędko… Oto okazuje się, że księgowość wszak już od marca ma zaplanowane, że pisarz za umowę o dzieło pobierze 500 zł. Żeby przesunąć pieniądze z jednego paragrafu księgowości do drugiego, wymagana jest zgoda organu prowadzącego. Podania, telefony, nerwy i oczekiwanie na werdykt. „Tak, można, przesuwajcie”. Ufff…

Żywot bibliotekarza poczciwego

Ale wróćmy do września. Udało nam się przeżyć (czytaj: przetrwać) opracowanie i wydawanie podręczników, nawet sprawiliśmy sobie z tej okazji jakąś przyjemność (wielka czekolada i mały torcik ‒ albo na odwrót), z domu i po godzinach złożyliśmy pierwsze potężne zamówienia książkowe, a teraz czekamy, aż przyjdą te upragnione paczki, żebyśmy mogli wpaść w szał opracowywania i udostępniania. Paczki przychodzą i… stoją. Bo od połowy września wracają do naszego życia darmowe zastępstwa w godzinach pracy. Nierzadko więcej niż jedno w ciągu dnia i nierzadko nagle, bez uprzedzenia. „Pani dyrektor/ panie dyrektorze, ale ja muszę szybko opracować te książki”. „To nadrobi to pani jutro”. Aha, nadrobi. I aha, jutro. Jutro przecież dostanę nowe zastępstwa.

A jeżeli pracujemy w jedynej szkole w multiwersum, w której bibliotekarz nie dostaje zastępstw? Nic straconego, na pewno dostaniemy pod opiekę uczniów, którzy nie uczęszczają na jakiś przedmiot (drugi język obcy, religia itd.). Mamy ich wyszukać, czy nie plączą się gdzieś po obiekcie, mamy ich przygarnąć i zorganizować im czas. Pół biedy, jeśli są to uczniowie zaprzyjaźnieni z biblioteką i zaznajomieni z jej pracą. W takiej sytuacji można im wręczyć pieczątkę NPRC i sprawić radość, pozwalając stemplować nowości.

Alergia nabyta

Podręczniki. Nowości. Tysiące książek przechodzących przez nasze ręce. Wertowanie i stemplowanie. Przenoszenie tam i z powrotem (z pudła na podłogę, z podłogi na biurko, z biurka na półki). Doprowadzamy się do takiego stanu, że sam dotyk książki budzi w nas odrazę. Sama myśl, żeby po godzinach pracy wziąć do ręki jakikolwiek wolumin, jest nam wstrętna. Czytanie dla przyjemności? Istnieje coś takiego jak czytanie dla przyjemności?

Rano wchodzimy do biblioteki, a tam zapach książek. Znowu. Rzucamy się do okna, żeby przewietrzyć. Wdychamy zimne powietrze, byleby nie czuć aromatu świeżego druku. Powstrzymujemy się od komentarzy, gdy wchodzą uczniowie, nauczyciele i dyrekcja i wszyscy od progu wołają z zachwytem: „Ach, jak tu pięknie pachnie książkami!”.

Przedawkowałam. Przedawkowałam książki. Ja, bibliotekarka z wieloletnim stażem, czuję się jak wegetarianka pracująca w sklepie mięsnym. No, może nie aż tak… Ale idea jest podobna: zachwalam, sprzedaję/udostępniam, nawet osiągam w tym świetne wyniki ‒ ale sama nie korzystam. I jeszcze muszę się z tym kryć, żeby nie gorszyć maluczkich.

Ktoś czyta, żeby nie czytać mógł ktoś

Nie wszystko stracone. Mniej więcej w grudniu przestaję się wzdragać na myśl o literaturze. Na szczęście są osoby, które czytają za mnie: lektorzy audiobooków. Jako że mój wstręt dotyczy teraz głównie woluminów, nie zaś literatury jako takiej, zaprzyjaźniam się z książkami mówionymi. Nie muszę ich dotykać, wertować, wąchać… Może kiedyś wrócę do czytania tradycyjnego. Jest dla mnie nadzieja.

Zaprenumeruj, by czytać dalej

Artykuły są dostępne dla czytelników z pełnym dostępem do portalu.

Zamów dostęp Za 99 zł do końca 2024 roku
  • Baza ponad 5 tysięcy artykułów z 33 lat
  • Wszystkie numery z 33 lat
  • Baza kilkudziesięciu szkoleń
  • Ocena czytelników: 5,7 / 6 Ocena czytelników: 5,7 / 6
Biblioteka w Szkole
Zaloguj się jeśli masz już prenumeratę.
04/2024

...lub zamów numer Biblioteka w Szkole 04/2024

W cenie 24,50 zł

Zamów numer
newsletter

Chcesz być na bieżąco?

Zapisz się do naszego newslettera, by otrzymywać najnowsze materiały dla bibliotek.